Pojęcie marki w świecie sztuki budzi dużo skrajnych emocji. Jedni uważają, że jest kluczowe i potrzebne, inni kategorycznie je odrzucają. Niektórzy na myśl o marce artystycznej wymienią nazwiska znanych i cenionych osób, jako wzory wyrobionej marki. Inni będą oburzeni, że sztukę wrzuca się do jednego marketingowego worka razem z proszkiem do prania czy tabletką na ból głowy.
W mojej opinii kreowanie marki artystycznej jest złe zawsze wtedy, gdy musimy ją na nowo wymyślać. Jeśli KREOWANIE rozumiemy jako powoływanie do życia sztucznego tworu, odgrywanie roli, udawanie kogoś innego. W takim kontekście to rzeczywiście bardzo słaby pomysł.
Dlatego lubię przy tym zjawisku używać innego przymiotnika: BUDOWANIE. Budowanie marki artystycznej na autentycznych podwalinach, na tym, jacy jesteśmy w rzeczywistości, to już zupełnie inna sprawa. To coś, co jest potrzebne artystom i żałuję, że – przynajmniej w moim roczniku – nie uczono nas tego na studiach.
Być może za ten wpis posypią się na mnie gromy, ale nawet jeśli już teraz się ze mną nie zgadzasz, przeczytaj proszę do końca. Może jednak to, co mam do powiedzenia, nie będzie aż takie straszne 🙂
Co o marce sądzą sami artyści?
W opublikowanym w 2015r. badaniu, przeprowadzonym przez Agnieszkę Szymańską-Palaczyk pt. „Marka artystyczna jako fenomen społeczny” wyraźnie da się odczuć podział wśród ludzi z branży. Skojarzenia, jakie przychodzą nam do głowy, gdy myślimy o marce to z jednej strony: autorytet, wyrobione nazwisko, ikona, renoma, dobry artysta. Z drugiej zaś brak uczciwości i autentyczności, brak etyki, fałszywa obietnica.
Skąd ten rozstrzał?
Wydaje mi się, że właśnie ze stereotypowego postrzegania pewnych zwrotów lub czasem nawet doboru słownictwa. Tak jak ta subtelna różnica między kreowaniem a budowaniem marki.
Jeden z respondentów użył takiego stwierdzenia: „My nie chcemy włączać się w marketing, stosować tych chwytów.”
TYCH CHWYTÓW. No właśnie. Tylko tak właściwie to, że pewne osoby używają nieuczciwych zabiegów w realizacji swoich celów nie oznacza, że cały marketing jest zły i nie da się go używać w uczciwy i odpowiedzialny sposób.
Artysta i biznes? Fuj!
We wspomnianym raporcie możemy przeczytać też, że:
„Część respondentów nie godziła się na używanie pojęć zaczerpniętych z marketingu do opisu świata sztuki, twierdząc, że oba te światy (sztuki i ekonomii) są do siebie zupełnie nieprzystające.”
Otóż nie. Jeśli zdecydowałeś, że chcesz zajmować się sztuką zawodowo i chcesz zarabiać na tym pieniądze to już wdepnąłeś w świat ekonomii. Obiema rękami i nogami. No chyba że brzydzisz się pieniędzmi i sztukę chcesz uprawiać tylko z pasji i obdarowywać nią znajomych. Ale w takim razie podejmij decyzję, po której chcesz być stronie. Jeśli chcesz zarabiać na sztuce, nie masz za bardzo innego wyjścia niż zaakceptować prawa rynku.
Prawdziwa sztuka obroni się sama
Znane marki zakotwiczają się w umysłach odbiorców i trudniej jest się przebić nieznanym artystom. Dlatego łatwiej sprzedać obraz artyście, który już pojawił się w znanej galerii. I dlatego ludzie walą tłumnie na koncert znanego pianisty. Bo za ich marką stoi pewna obietnica, którą ludzie już znają. Wiedzą jakiej jakości mogą się spodziewać i wiedzą, że się nie zawiodą.
Na pewno słyszałeś o znanym eksperymencie, który przeprowadził Joshua Bell na stacji metra w Waszyngtonie. Na co dzień muzyk gra na wartych kilka milionów dolarów skrzypcach, a jego koncerty wyprzedają się jak świeże bułeczki. Gdy zaś wystąpił incognito na stacji metra z otwartym futerałem na drobniaki, mało kto zwrócił na niego uwagę. Mimo tego, że grał przecież tak samo świetnie. Ale tam w metrze nie był światowej klasy skrzypkiem, tylko ulicznym grajkiem. Przynajmniej w świadomości przechodniów.
To jest właśnie magia marki artystycznej. Ludzie wolą zachwycać się tymi, których dobrze znają. I ponieważ te znane i cenione osobistości są tak mocno utrwalone w umysłach odbiorców, dużo trudniej jest się przebić nieznanym artystom. A jeśli dodatkowo ci nieznani artyści chcą by ich sztuka „sprzedawała się sama” i nie robią nic w celu pozyskania odbiorców, sami rzucają sobie kłody pod nogi.
Promują się tylko ci, którzy nie mają nic do zaoferowania
Jeśli uważasz, że swoja markę budują tylko osoby nieautentyczne, nieszczere, które nie mają nic do zaoferowania, a nie prawdziwi artyści, to chcę zwrócić Twoją uwagę, jakie ryzyko niesie za sobą takie myślenie.
Te osoby, które uważasz za niewartościowe pod względem twórczym, będą dalej promować swoje nieautentyczne marki. Będą się przebijać i wpływać na to, jak ludzie odbierają ogół artystów. Nas wszystkich. Będą kształtować gusta publiczności.
Nie lepiej to przerwać i zacząć pokazywać ludziom tę wartościową sztukę? Uczyć ich rozróżniać dobrą sztukę od masowego chłamu? To w długofalowej perspektywie zadziała na plus dla wszystkich artystów, bo kształtujemy w ten sposób naszą publiczność. Usuwając się w cień, pozwalasz by dalej wypływali ci, o których myślisz jako o przeciwieństwie dobrej sztuki. Ułatwiasz im zadanie.
Autentyczna marka to Twój as w rękawie
Wróćmy do naszej marki.
Żeby zdefiniować swoją markę – autentyczną markę – trzeba przede wszystkim odkryć siebie. Zadać sobie wiele trudnych, ale ważnych i rozwojowych pytań, takich jak choćby: Dlaczego tworzysz? Dla kogo? Co chcesz wyrażać poprzez swoją sztukę? Najlepiej byłoby dokładnie przemyśleć swoją strategię, przeanalizować dotychczasowe działania, wizję siebie w przyszłości i swoją misję.
Jeśli czujesz opór związany z marką i marketingiem, być może to kwestia doboru słownictwa i tego, co ono sugeruje. Przypomnij sobie przykład z budowaniem i kreowaniem. Nie kreuj swojej marki na siłę. To masz być dalej Ty, ze swoimi możliwościami i ograniczeniami.
Jeśli razi Cię słowo PROMOCJA, zamień je w głowie na KOMUNIKACJA. To, że piszesz o sobie i swojej twórczości w internecie nie musi być „promowaniem się na siłę”. Może być komunikowaniem publiczności o tym, co robisz, gdzie można Cię znaleźć i co masz do zaproponowania. Bo oni sami się nie domyślą, żeby zacząć Ciebie szukać. Muszą gdzieś na Ciebie wpaść przez przypadek lub usłyszeć o Tobie od znajomego. Jeśli nie dasz im tej szansy poprzez odpowiednią komunikację, to jak mają to zrobić?
Tak samo media społecznościowe. Nie musisz się tam „nachalnie reklamować”. Możesz je wykorzystać do swoich potrzeb zupełnie inaczej, np. potraktować jako narzędzie do edukowania swojej publiczności poprzez tzw. content marketing.
Podsumowanie
Mam nadzieję, że udało mi się przełamać tym wpisem chociaż kilka stereotypowych stwierdzeń, dotyczących marki artystycznej. Najważniejsze, by wiedzieć, że jej budowanie nie musi wcale oznaczać udawania kogoś innego, lepszego. Wręcz przeciwnie, to autentyczność jest w cenie. To autentyczność da Ci swobodę i unikatowość. Daj mi znać, czy się ze mną zgadzasz 🙂
Brak komentarzy