Jako muzyk zawsze zazdrościłam swoim kolegom i koleżankom, którzy nie stresowali się przed swoimi koncertami. Myślałam sobie, że rany, co jest z nimi nie tak? Muszą mieć wymontowaną na stałe jakąś szufladkę odpowiedzialną za stres (w moim przypadku to nawet nie była szufladka tylko cały wielki kredens!). To aż niemożliwe, żeby tak po prostu wychodzić na scenę i robić swoje. Bez cienia lęku, bez analizowania wszystkim fragmentów, które mogą się wykrzaczyć, bez palcowania w garderobie najtrudniejszych fraz do ostatnich sekund przed koncertem. Jak?! Jakim cudem?!
Dziś już wiem, że to nie z nimi coś było nie tak, tylko ze mną. Zamiast wyobrażać sobie przed koncertem wszystkie najlepsze możliwe momenty, frazy które umiem najlepiej, pełne uznania kiwania głowami, oklaski i szmer podziwu wśród publiczności… Pisałam w głowie najczarniejszy scenariusz najgorszego koncertu świata. Jakim cudem więc miałam się nie stresować? Jak niby miałam się cieszyć takim występem? Nic tylko odetchnąć z ulgą jak już będzie po wszystkim.
Za wszystko to odpowiada głos, który tkwi w naszej głowie. Ten głos może nas dopieszczać i chwalić, ale może też – tak jak w moim przypadku – oczerniać i odbierać pewność siebie. Znasz to? Taki nieznośny, uprzykrzający życie sufler to nasz wewnętrzny krytyk.
Kim jest wewnętrzny krytyk?
To jest gość (lub gościówa), który blokuje nas przed zmianą na lepsze. Podszeptuje fatalne podpowiedzi, które mają za zadanie odebrać nam resztki pewności siebie.
Nawet gdy wiesz, że twój obraz jest dobry, on powie: „Ktoś miałby za to zapłacić? Zobacz ilu jest lepszych od ciebie!”.
Gdy umiesz perfekcyjnie zagrać utwór, on powie „Byłoby zabawnie jakbyś w połowie zapomniała co jest dalej!”.
Gdy odbierasz zasłużone gratulacje, on powie: „Nie mówi tego szczerze, to zwykła kurtuazja, widać to w jego oczach!”
To jeszcze nic. Często krytykując samego siebie, używamy słów, jakich nigdy w życiu nie powiedzielibyśmy swojemu przyjacielowi czy przyjaciółce. Najzwyczajniej w świecie bez ogródek obrażamy samych siebie. „Ale jestem głupia! Znowu to samo, ten sam błąd. Nigdy się tego nie nauczę.”, „Co za debil ze mnie, jak mogłem to tak schrzanić?!”. Prawdopodobnie nie powiedzielibyśmy tak nawet obcej osobie, na której kompletnie nam nie zależy. A do siebie? Niektórzy mówią w ten sposób do siebie dzień w dzień, każdego dnia.
Skąd w nas ten głos?
I to jest bardzo ważne: ten głos nie jest częścią nas samych! Nie jesteśmy z nim nierozerwalnie związani. To głos zainstalowany w nas przez innych: przez zbyt ambitnych rodziców, surowych nauczycieli, zakompleksionych kolegów wytykających nam nasze błędy.
Jest wiele sposobów na to, żeby spróbować się z nim rozstać na dobre.
Jak pozbyć się wewnętrznego krytyka?
Krytykowanie samego siebie to pewien nawyk, który kiełkuje w nas przez lata. Bardzo destrukcyjny i niebezpieczny nawyk. Osłabia nas, odbiera motywację i pewność siebie.
Jeśli spróbujemy zmienić ten nawyk, zmienić tę wewnętrzną narrację, może to wpłynąć na wiele innych spraw. Na postrzeganie przez nas rzeczywistości i nas samych.
Ja wiem jak to brzmi. Jak jakaś pseudo-coachingowa gadka motywacyjna. Nie chodzi mi o to, żeby teraz odstawiać jakieś cyrki przed lustrem albo powtarzać sobie jak mantrę „jestem super, świat stoi przede mną otworem, mogę wszystko!”. Nie.
Chodzi o to, żeby przestać samego siebie ciągle ochrzaniać. Zacznij łapać się na gorącym uczynku – za każdym razem jak usłyszysz głos wewnętrznego krytyka w swojej głowie, powiedz „Oho, tu cię mam!”. Jeśli Ci to ułatwi sprawę, zapisuj sobie każdy taki przypadek. Zobaczysz ile tego jest!
Jak już nauczysz się reagować na własną krytykę, spróbuj ją załagodzić. Zmień ten ostry, bezwzględny przekaz na coś przyjemniejszego, wspierającego. W ten sposób zmieniasz własną wewnętrzną narrację i swoje nastawienie do świata.
Jak jeszcze uciszyć wewnętrznego krytyka?
Ten wgrany w nas głos jest elementem większej układanki. Będąc niezadowolonym z samego siebie, krytykujemy też wszystko dookoła. Gdy zmienimy wewnętrzny dialog na nieco milszy, możemy iść o krok dalej i spróbować zmienić to, co się nam nie podoba w naszym otoczeniu.
Nasz mózg jest z natury leniwy. Woli to, co nawet nie do końca udane ale ZNANE, niż próżnię – coś czego jeszcze nie ma, co nie zostało przez nas nazwane. Dlatego zwykle wolimy sobie ponarzekać na rzeczywistość, zamiast ją aktywnie zmieniać. Bo boimy się nieznanego.
Żeby więc trochę zhakować nasz mózg i nastawić na zmianę, warto stawiać sobie konkretne cele. Zamiast znów narzekać na złą sytuację, kiepskie zarobki, wkurzające cechy charakteru, zadaj sobie pytanie „Czego chcesz w zamian? Czym to zastąpisz?”. Stwórz sobie alternatywną rzeczywistość. Jako kontra do tej, którą masz, a która Ci nie odpowiada. Dzięki temu Twój mózg będzie mieć przed sobą konkretny scenariusz i zdefiniowane szczyty do zdobycia.
Siła tkwi w naszej wewnętrznej narracji
Puste frazesy o pozytywnym myśleniu może nie pomogą nam zmienić swojego postrzegania. Ale już wsłuchanie się we własny wewnętrzny głos i przeanalizowanie tego, co do nas mówi przez większość czasu, może otworzyć oczy. Jestem pewna, że mając przyjaciela lub przyjaciółkę, która krytykuje Cię na każdym kroku, i równa z ziemią za każde najdrobniejsze potknięcie, szybko zakończyłbyś taką znajomość.
Nie jestem psychologiem, ale czułam silną potrzebę napisania tego artykułu, bo wiem ilu moich bliskich znajomych słyszy takie karcące głosy wewnątrz siebie. I wiem też dobrze, jakie to męczące. Jeśli chcesz zgłębić ten temat i dowiedzieć się jak walczyć z wewnętrznym krytykiem, na końcu tego wpisu zostawię Ci odnośniki do dwóch książek, które mnie zainspirowały.
A na koniec zostawię Cię z fragmentem z jednej z nich:
„Można mieć wszystko, co pochodzi ze świata materialnego, ale nie odczuwać spełnienia. Można odnieść sukces i być postrzeganym przez innych jako osoba, która z pewnością budzi się rano pełna energii, ale rzeczywistość potrafi być zupełnie inna. Dlatego kiedy mowa jest o emocjonalnej pozytywności, mówimy o naszej wewnętrznej narracji, czyli o barwie okularów, przez które oglądamy świat.”
A. Adamowicz, J. Godecka, „Jak uciszyć wewnętrznego krytyka i uwierzyć w siebie”
Jeśli zainteresował Cię ten temat, polecam Ci gorąco te dwie lektury:
Brak komentarzy